Dobrze, udało się, jest drugi odcinek. W nim trochę o rutynie, o zostawaniu w trochę innym kontekście i o zabawie z psem, szczególnie taką miękką bułą jak Tess. Nie wiem czy ktokolwiek obejrzy to do samego końca, bo ma aż 15 minut, ale jeśli chociaż jedna osoba (no dobra może trzy) i wyciągną z tego lekcję, to mnie wystarczy. Nie chcę robić takich broszurowych filmików (ja to tak nazywa, to takie filmiki jak ulotki, gdzie się wymienia najważniejsze rzeczy zamykając w 5 minutach) na pewno kosztem oglądalności. Ale nie mam też siły na ludzi, którzy szukają broszurowej, szybkiej porady. To co robię i tak jest za krótkie tak praktycznie to powinno być 20 0dcinków każdy po godzinie (he he).
Jak zwykle tu poruszam trochę głębiej (i na pewno składniej…) te rzeczy, na które nie było czasu na filmiku.
Dziś w sumie tylko jedna rzecz mianowicie ZABAWA W SZARPANIE
W jakim momencie kończyć najlepiej zabawę z psem w przeciąganie?
No właśnie… na filmiku powiedziałam, że ja nie do końca lubię bawić się z psem dosłownie pół minuty (przysłowiowe) kiedy to kończymy zabawę (najlepiej zabierając zabawkę, czyli nie dając psu sobie z nią poleżeć) kiedy pies jest jak najbardziej nakręcony. Nie wiem czy jakiś trener jeszcze to poleca tak dla wszystkich, szczególnie szczeniąt (wszystkich), ale…
Przyszła mi właśnie taka analogiczna sytuacja ze świata ludzi do głowy, trochę januszowa i z wąsem, ale zaryzykuję. Partner ma problemy z osiągnięciem satysfakcji w trakcie seksu (no nie może się wkręcić) więc jak już mu się uda i jest bardzo blisko, no wiecie he he (tu oblizuje wąsa), to mówimy stop i kończymy na dziś. I tak kilkanaście razy. No nie wiem, mnie się to wydaje okrutne i tylko mogę sobie wyobrazić co to z człowiekiem robi 😀
Nie wydaje Wam się, tak na logikę i głosem serca, że to też względem psa trochę okrutne kończyć zabawę tak szybko (a zabawa w szarpanie to bardzo wysokie emocje)? Że nie dość, że zostawiamy go w maksymalnym pobudzeniu, z jakąś taką frustracją w środku, zabieramy tę “zwierzynę” w czasie polowania, to jeszcze, no właśnie, zabieramy w ogóle samą zabawkę, żeby potem chciał ją bardziej.
Brałam nawet ostatnio udział w kilku webinarach z trenerami, których pracę bardzo podziwiam i było dużo o zabawie, no ja niby wiem te rzeczy, ale nigdy się nie wie wszystkiego i trzeba zawsze mieć na uwadze, że może się wiedzieć źle. I tam nikt o tym nawet nie wspomniał.
Ta metoda jest pochodną metody, których trenerzy, że tak powiem z mojego rocznika ( w tym ja) używali ( i często nadal używają, ja dlatego, że nie mogę się tego wyzbyć). Metoda ta to nadmierna ekscytacja na wykonanie przez psa ćwiczenia. I to by było ok, jeśli chodzi o pieski, które zachowują się jak osiołek z Kubusia Puchatka i pobiegnięcie kilku kroków to dla nich wyzwanie, nie mówiąc o zabawie, ale przy psach bardzo energicznych krzyczenie “łaaaał super dobrze wowowowow suuuuuper” najbardziej piskliwym głosem jaki możecie wykreować ze swojego gardła, do tego wtedy kiedy pies zrobi tunel na agility (po roku regularnych treningów), albo złapie frisbee albo usiądzie itd (czyli rzeczy, o które absolutnie nie trzeba go prosić i które są super dla niego łatwe) jest trochę przesadą. Wolę aż takiej aprobaty użyć w naprawdę ekstremalnych sytuacjach, gdzie może nawet nie będę miała zabawki pod ręką.
Serio wystarczy się wybrać na trening najgorszego, najbardziej znienawidzonego przeze mnie psiego sportu, czyli flyballu (przepraszam miłośnicy flyballu, nic do Was nie mam i wielu znam i się bardzo lubimy), żeby poczuć tę atmosferę i o czym teraz mówię. Chciałabym kiedyś przeprowadzić eksperyment i dwa psy tej samej rasy, linii i miotu (z takich mega szybkich wariatów) nauczyć flyballu. Jednego metodą standardową czyli drzemy się ” go go go dawaj dawaj imię psa” i tak non stop jakby za nim wybuchało właśnie miasto bombardowane przez wrogie wojska, a drugiego nauczyć tego samego prawie bezgłośnie, ale obydwa tak samo “nakręcić” na zabawę i sprawdzić, który będzie szybszy. Swoją drogą czy na treningach fluyballu nadal się drze twarz przez półtorej godziny i do domu wraca się z bólem głowy, zdartym gardłem i połowiczną głuchotą? Trenowałam to przez kilka tygodni z 10 lat temu a potem to miałam zajęcia agility w takim miejscu, że raz w tygodniu obok były zajęcia z flyballu. Tam na agility, cały czas walczy się o ciszę, żeby psy się nie darły i nie ekscytowały nadmiernie, więc wiecie jak się czuliśmy? zaczynaliśmy mieć takie niemiłe, przedmordercze nastroje i myśli, na przykład snuliśmy fantazje co by było jakby tam teraz spadła bomba i zostawiła taki duży dół, dużą pustkę i głuchą ciszę (nie bacząc na smierć tylu istot):D flyball to zdecydowanie sport nie dla każdego, ale kiedyś go poleciłam jednej klientce z mixem charta i trenuje do tej pory i jest bardzo wkręcona. Także wiecie, nie sugerujcie się uczuciami cichego introwertyka 🙂
Dlaczego nie lubię nadmiernie piszczeć i się ekscytować jako nagroda głosem?
Po pierwsze, że psa to na maxa nakręca a robiąc wszystkie te rzeczy gdzie konotacja jest z zabawką (psie sporty itp) są one wystarczająco nakręcone i mogą mieć problemy z hmm… logicznym myśleniem. Albo potem nie można powiedzieć, że coś jest super bo pies biegnie i łapie w zęby przypadkowe rzeczy, żeby się z nim szarpać.
Dwa, że pies się na to uodparnia i to przestaje mieć dla niego znaczenie, tzn równie dobrze możesz nie powiedzieć nic i będziesz na plus bo nie zedrzesz sobie gardła.
A trzy, to pies Cię serio zna i umie obserwować i według mnie czuje, że to nie jest twoje hmm naturalne zachowanie, Tzn są osoby które są takie właśnie energiczne i ekspresyjne na codzień, ale jeśli od cichego księgowego (albo ode mnie) wymagamy nagle żeby biegał po parku i dosłownie piszczał jak 10 latka (bardzo egzaltowana 10 latka którąś goni mysz) to pies będzie myślał, że jesteś po prostu jakiś… pierdolnięty. Tudzież jak się tak spiszczysz bo pies wykonał najbardziej oczywistą komendę, którą zna od dawna. Nie wydaje Wam się?
oczywiście musi być ALE: te ekspresje trzeba dostosować do charakteru psa i trzeba się AUTENTYCZNIE cieszyć z jego sukcesów, jakkolwiek ekspresyjnie w zachowaniu jesteśmy 🙂
No i to zabieranie zabawki psu… i ponownie ja to bym totalnie propagowała (to znaczy krótkie sesje, i kończenie tak żeby pies nie czuł starty) z pieskiem osiołkiem amebą, co mu tam gdzieś 10% popędu zostało bo miał ciężkie życie i nikt go nie uczył i my się staramy wzbudzić tę iskrę, ale z psem który te popędy ma na właściwym miejscu, a już z psem który jest bardzo nakręcony na szarpanie, no to nie… Według ,mnie to jest ten sam zestaw metod. Dobry w niektórych przypadkach, ale na prawdę NIE z border collie, maliniakiem itd. Zostawiam Wam to do przemyślenia.
Ja z Tess się szarpałam dopóki nie widziałam, że była już PRAWIE zmęczona, no serio to czuć w chwycie w energii, trzeba psa obserwować. Nie zajeżdżałam jej zabawą, ale dałam tej największej ekscytacji przejść, zabierałam zabawkę i dawałam dużo smakołyków na trawę żeby psa zrelaksować. A i tak często próbowała na mnie skakać i mi tę zabawkę wyrwać. Mimo słabego chwytu. Mimo 3-5 minut zabawy (tak, tyle bawię się ze szczeniakiem i się nie wstydzę przyznać), mimo relaksu i jedzenia po. Jak by się czuła w środku, gdybym skończyła zabawę po pół minuty kiedy najbardziej się rozkręciła?
Druga sprawa, to to uczucie starty, o którym mówię, ściśle połączone z puszczaniem. No o zabawie można pisać książki. Ale to jest ważne i dużo z nas, nawet ja (NAWET hehe), to robiłam. Z Jaxem, który ma zajebiście mocny chwyt i jak się szarpie to boli cię ręka i masz poparzona skórę. Jax ma problem z puszczaniem. Jak był mały to był moim pierwszym psem, który się ekstra szarpał i go chciałam tak rozkręcić, że robiłam puszczanie: szarpanie w proporcjach może 1:10. A już zupełnie się pogorszyło na treningach agility, gdzie szarpiesz się z psem zabawką w nagrodę za bieg, ale nikt nie ma czasu na to, żeby się dłużej pobawić (to nie jest tez jakiś przytyk, no tak juz jest z czasem, że go jest mało) więc prawie każde szarpanie kończy się puszczeniem i nie dostaniem zabawki z powrotem. Czyli utratą. Potem jest kolejny bieg więc też niby fajnie, ale dla psa tak sfokusowanego na szarpanie jak Jax to może być fajny trening poczucia straty na słowo puść. To znaczy on sobie myśli, że puść to oddaj to i nara. I trzeba powiedzieć trzy raz a za trzecim to tak już tonem “kurwa”. Tzn odpracowałam to, ale tak było wiele lat. Nadal tak ma z obcymi. I trzeba było zmienić komendę. i nadal się szarpie tak, jakby ze mną walczył (teraz wyobraźcie sobie, ze takiego pieska zabawiacie od szczeniaka treningami szarpania 30 sekundowymi i kończycie jak jest najbardziej nakręcony). Na Jaxa zadziałało połączenie dwóch metod- nauczenie osobno komendy puść na czymś innym i zabawy w formie takiej, że puszczenie to jedyna opcja aby dostać zabawkę znowu, zbyt długie nie puszczanie oznacza stratę zabawki na dłużej (czyli np 10 sekund, połóż się). na prawdę, zawsze puść oznaczać ma, że dostanie zabawkę znowu. Wprowadziłam też komendę informująca o końcu zabawy (nazywa się, wow, szok i niedowierzanie “koniec”). Ogólnie miałam te komendę na koniec treningu, ale nie in formowałam nią w trakcie szarpania psa, tylko jak już oddała zabawkę, a ja się pakowałam do domu.
No więc, na przykładzie Jaxa, możecie poczuć jak boli jak się nie ma dobrej komendy puść. Pilnujcie tego, żeby pies nie czuł, że traci coś kiedy ma puścić, nie wyrywajcie psu zabawki, dajcie mu skończyć “polowanie:” wygraną, niech się nim trochę zmęczy.
I pamiętajcie, ze do każdego trzeba podejść indywidualnie, z innym zestawem metod i pomysłów, a jak juz się wam skończyły to najlepszy czas, żeby się udać do profesjonalisty po poradę. Np Paula Gumińska XXXXX jest specem od motywacji i zabawy i ma dużo fajnych kursów online.
FUN FACT: Psy jako jedne z nielicznych zwierząt (może jedyne? a koty? bożę nie pamietam) bawią się nie tylko ze sobą, ale z przedstawicielami innych gatunków (mam tu na myśli nie tylko koty), w tym człowiekiem 🙂